Smok wawelski./ Fot. Eirne. Źródło: wikipedia.org |
Kiedyś około stu
lat temu, żył nad Wisłą w jamie Smok Wawelski. Żył samotnie i było mu z tego powodu smutno. Nikt go nie lubił i
wszyscy się go bali. Był również bezpodstawnie osądzony, o wykradanie owiec z
zagrody, czego oczywiście nigdy nie robił. Nawet lubił owce, bo one jako jedyne
stworzenia na ziemi, dotrzymywały mu towarzystwa. Zresztą, nawet gdyby był to
smok, który podbiera owce farmerom, to na pewno po prostu z samotności, gdyż nasz
smok był wegetarianinem i nigdy nie wziąłby do pyska czegoś, co zawiera chociaż
trochę mięsa…
Któregoś dnia, gdy
smok pił wodę z rzeki, zobaczył chłopca. Był on szewcem, który pomagał ojcu w
szyciu butów. Chłopak wyglądał na najwyżej 7 lat. Zbliżył się do smoka i powiedział: - Cześć. Mam na imię Julek, a ty? - No... Ja jak widzisz jestem Smokiem
Wawelskim. Po co tu przyszedłeś? Nie boisz się mnie? - Nie. Pobawimy się?
-odparł Julek. - Oczywiście! – rzekł smok. Smok nie wierzył własnym uszom.
Nareszcie ktoś chciał się z nim bawić! W dodatku chłopczyk wydawał się miły i
zabawny. Razem spędzili długie godziny na zabawie i wspólnych rozmowach.
Wieczorem, gdy dzieciak musiał już wracać, smok czule się z nim pożegnał. Julek
obiecał zaś, że
jutro też przyjdzie. Natomiast nasza bestia leżąc
w jamie rozmyślała o wszystkim co się dzisiejszego dnia stało. Czy pomocnik
starego szewca z miasteczka przyjdzie jeszcze kiedyś? Czy to wszystko nie jest
tylko snem, z którego za chwilę się obudzi? Czy na tym okrutnym świecie jest
jednak ktoś, kto naprawdę go lubi? Dręczony nadmiarem myśli gad w końcu zasnął czekając
na nadejście świtu. Można powiedzieć jednak, iż nie wszystko było w porządku.
Co prawda chłopiec przyszedł następnego dnia, ale ze złymi wiadomościami. Król
za głowę „monstrum” żyjącego w jaskini wyznaczył nagrodę wysokości
dwudziestu sztabek złota. Smok mimo wszystko nie przejmował się tym zbytnio. W
końcu miał przyjaciela, prawdziwego przyjaciela. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Od tej pory Julek przychodził codziennie. Po kilkunastu latach, gdy był już mężczyzną
przyniósł ze sobą martwą owieczkę. Powiedział, że to prezent dla smoka na dowód
przyjaźni. Smok, jak już wspominałam, był wegetarianinem, ale nie chciał robić przykrości
przyjacielowi i zjadł owcę, mimo, iż mu nie smakowała. Nagle poczuł palący ból
w gardle i w żołądku. Czuł się jakby miał wybuchnąć.
Pochylił się nad Wisłą i zaczął pić. Pić, jak jeszcze nigdy dotąd. Nagle poczuł
jeszcze większy ból.
Potem usłyszał głośny
huk… I nic już więcej nie czuł. Unosił się, to było pewne. Spojrzał w dół. Zobaczył radujących się ludzi i
Julka, który robił to samo, odbierając nagrodę od króla. Było to obiecane
dwadzieścia sztabek złota. Smok pomyślał: - A ja i tak zawsze będę uważał cię za
przyjaciela... Była to ostatnia rzecz jaką zrobił w swoim życiu.
Zapraszam do czytania kolejnych postów! ;-)
Gabrysia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz